niedziela, 29 września 2013

3. From: Unknow

- Wątpię, ach tak ? - mruknąłem podirytowany do siebie - Jeszcze pożałujesz, że tak powiedziałaś - przycisnąłem gaz i ruszyłem w stronę domu. 

Wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów, z paczki wyciągnąłem szluga i odpaliłem. Zaciągnąłem się, czułem jak dym rozprzestrzenia się w moich płucach, po tym wydmuchałem dym przez okno. Gdy dojechałem do domu, wszedłem cały zdenerwowany, rzuciłem kluczyki na szafkę, a kurtkę na wieszak. Po przekroczeniu progu kuchni wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę.

- Co jest Bieber ? - Dwayne odezwał się pierwszy.

- Wkurwiłem się - warknąłem.

- Nie, nie. Ona cię wkurwiła - zaśmiał się.

- Odwal się ode mnie - podszedłem, złapałem go za koszulkę i pchnąłem na ścianę.

- A co się stało, że cię wkurwiła ? - wyrwała się Kate.

- Jak to co ? Nie umówiła się z nim - zza moich pleców usłyszałem niski głos. Rakim.

On mnie zabije, już kurwa nie żyje. Nie wykonałem dobrze zadania. Kurwa ! Szef podszedł i złapał mnie za ramie, moje mięśnie natychmiastowo się napięły na co Rakim się zaśmiał.

- Nie zabije cię - spuścił rękę - Nic się nie stało, dziewczyna nie wypuści pary z ust - przeszedł koło mnie i poszedł w stronę lodówki.

 Cały Rakim uwielbia jeść. Ja zamiast dalej tam siedzieć, pociągnąłem za sobą Kate i poszliśmy na górę do mojego pokoju się odstresować. Tak, będziemy uprawiać seks. Weszliśmy na górę, otworzyłem drzwi  dziewczyna od razu zdjęła swoje ciuchy i ja również. Wślizgnęliśmy się do łóżka, sięgnąłem gumkę, nałożyłem na penisa i nie ociągając się, bez ostrzeżenia wszedłem w szatynkę. Jęknęła z rozkoszy, a ja mruknąłem gardłowo, przez co poczuła na swoim karku drgania i zaśmiała się. Zacząłem wchodzić w nią coraz szybciej i szybciej, w końcu doszliśmy w tym samym momencie. Zdjąłem prezerwatywę, wyrzuciłem j ą do kosza i ubrałem bokserki. Opadłem na łóżko, ułożyłem się wygodnie, gdy poczułem rękę na karku.

- Zabawa była nie zła, a teraz spadaj - warknąłem i przykryłem się kołdrą.

- Dobra - wymamrotała.

Po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, ułożyłem się wygodnie i zasnąłem.

- Kurwa ! Co za chuj ! - krzyknąłem i złapałem się za ramię.

- Nie denerwuj się tak, Gravity - oznajmił sucho Nathan.

- Jak mam się kurwa nie denerwować jak zabrał mi dupę do wyruchania i strzelił w rękę ?! - wydarłem się.

- Chodź zabandażuję ci tą ranę - oznajmił.

Poszliśmy do samochodu mojego kumpla, otworzył bagażnik, ja usiadłem z tyłu na fotelu i czekałem na Natahan'a. Po chwili ten przyszedł, otworzył apteczkę, wyjął z niej coś podobnego do pęsety i wyjął kulkę z z miejsca postrzału. Syknąłem z bólu, ale po chwili się zamknąłem.

- Tak się kończy, jak postanawiasz się odegrać - zaśmiał się ponuro pod nosem.

Skarciłem go zabójczym spojrzeniem. Dobra, zachowałem jak debil no, ale... Hej jeszcze żyje !

- Dobra... Prawie zawsze - zaśmiał się.

Odwzajemniłem gest. Chłopak wyjął bandaż, obwijał mi go wokół ręki, następnie rozdzielił koniec na dwie połowy i zawiązał. Wstałem, po czym pomaszerowałem do swojego samochodu. Otworzyłem drzwi i na pod moim siedzeniem dostrzegłem telefon, podniosłem go, a następnie odblokowałem. Wszedłem w wiadomości, doznałem szoku, ta dziewczyna zostawiła u mnie w samochodzie telefon. Jednak będzie musiała się ze mną spotkać. Zaśmiałem się pod nosem, wśliznąłem się do samochodu, wyjąłem swój telefon, odblokowałem go i pierwszym co zrobiłem to zapisałem sobie numer tej szatynki. Po chwili jechałem chyba jakoś 200 km/h w stronę pobliskiej szkoły do której, zdaje mi się, chodziła. Gdy dotarłem zaparkowałem samochód, oparłem łokciem o róg drzwi i wyczekiwałem, aż ta mała wyjdzie. Po pięciu minutach, z rozmyśleń, wyrwał mnie głośny dzwonek. Odwróciłem głowę w stronę budynku, a wszyscy, którzy wychodzili, swój wzrok zawieszali na mnie. Zamiast ich odganiać i się denerwować, czekałem, aż ona wyjdzie. W końcu usłyszałem, znajomy głos, gdy się odwróciłem, zobaczyłem jak idzie z jakimś chłopakiem. Zagotowało się we mnie, ale nie okazywałem tego, tylko wyszedłem z auta i podszedłem do niej łapiąc ją w talii i przytulając. Mina tego chłopaka zrzedła, a mięśnie szatynki napięły się. Spierdalaj ! Ona będzie moja ! Zaśmiałem się, bo jakby czytał mi w myślach, chłopak odszedł. Odsunąłem się od dziewczyny, a ona uderzyła mnie lekko w ramie, po czym odeszła.

- Aaa, nie zapomniałaś o czymś ? - spytałem i podniosłem jej telefon do góry.

- Czego znowu... O mój telefon ! - podbiegła do mnie.

Podskakiwała do góry i próbowała, wyjąć mi urządzenie z ręki, ale byłem wyższy. Na chwilę odwróciłem głową, spostrzegłem cycatą blondynkę, która posłała mi oczko i wtedy nie miałem już komórki szatynki w swojej ręce.
*Rosalie's POV*

Ugh... Co za palant, myśli, że jest najlepszy. Boże daj mi do niego cierpliwość, bo jak go jeszcze raz zobaczę to przysięgam, nie będzie miał co wkładać dziwką w dupy... Wrzuciłam długopis do piórnika, odeszłam od biurka i położyłam się na łóżko. Chwyciłam lekturę szkolną i zaczęłam ją czytać. Inni pomyślą, że czytanie lektury, która zadana jest na za dwa miesiące jest dziwne, lecz ja wolę ją przeczytać wcześniej niż później. Otworzyłam na skończonym momencie i zaczęłam czytać.

"Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny
I jak się ojców nienawiść nie zmienia,
Aż ją zakończy dzieci zgon przed--
Jednak przerwałam czytanie, bo pomyślałam, że muszę się przebrać. Chwyciłam białą, krótką i obcisłą koszulkę wraz z krótkimi szortami. Zsunęłam sukienkę, zostając w samej bieliźnie. Podniosłam ją i wrzuciłam do kosza na brudne ubranie, po czym wsunęłam na siebie spodnie i koszulkę. Ponownie położyłam się na łóżku, chwytając książkę. Ledwo otworzyłam tam gdzie skończyłam, gdy usłyszałam cicho wibrujący telefon. Znowu odłożyłam książkę i wzięłam pośpiesznie, urządzenie do ręki. Odblokowałam, spojrzałam na ekran. Jedna nieodebrana wiadomość. Weszłam w skrzyknę odbiorczą i przeczytałam ją.

Od: Nieznany

Do: Rosalie

" Masz śliczne ciało, skarbie. "
Zszokowana, odłożyłam telefon na szafkę nocną i uchyliłam lekko usta. Po pięciu minutach usłyszałam ponowne wibracje telefonu, chwyciłam go energicznie i przeczytałam nową wiadomość.


Od: Nieznany

Do: Rosalie

" Powinnaś zasłaniać okna, gdy się przebierasz. Nie chcę by ktoś widział cię półnagą oprócz mnie. Przy okazji, dobranoc, skarbie xx "
O Mój Boże ! Czułam się nie komfortowoczułam, jak ktoś mnie obserwuję. Podeszłam szybko do okna, zasłaniałam właśnie rolety, gdy spostrzegłam błysk tęczówki. Ten ktoś miał piękne, czekoladowe oczy, które lekko pobłyskiwały w słabym świetle latarni...

poniedziałek, 16 września 2013

2. Crime scene

- J-jak t-to ?

- Zamknij się i chodź za mną - nieznajomy złapał mnie mocnej za nadgarstek.

Ruszył w stronę samochodu, otworzył mi drzwi i pokazał, żebym wsiadła, zrobiłam tak jak kazał.
Natomiast chłopak podszedł do innych postaci stojących w cieniu. 

- Kurwa ! Dwayne, miałeś patrzeć czy nikt nie idzie ! - krzyknął i popchnął człowieka w czerwonej bluzie.

- No przecież pilnowałem ! - krzyknął Dwayne.

- Tak ?! To jak ona - wskazał na mnie - nas zobaczyła ?! 

- Jaka ona... ? - spytał, po czym spojrzał na mnie - O cholera ! - podrapał się po głowie.

- No właśnie, o cholera ! Co będzie jak Rakim się dowie ?! - splunął.

- Dobra, załatwimy to jutro. Dziś już jest na to za późno. Jedziemy do domu, dalej - przybił z mężczyznami 'piątkę'.

Wszedł do samochodu, włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto. Byłam tak przestraszona, że bałam się
spytać gdzie jedziemy.

- Czemu nie zapytasz gdzie jedziemy ? Boisz się mnie ? - oderwał wzrok od jezdni i spojrzał na mnie

Twierdząco kiwnęłam głową i zwróciłam wzrok na mijające drzewa za szybą.

- Nic Ci nie zrobię... dopóki nic nikomu nie powiesz - zacisnął szczękę.

- Dobrze - wymamrotałam, bardziej do siebie niż do chłopaka.

Po dziesięciu minutach dojechaliśmy do wielkiego, zdaję się beżowego domu. Nieznajomy wysiadł z samochodu, podszedł do moich drzwi otworzył je, a ja patrzyłam na niego oszołomiona.

- Na co czekasz ? Wyłaź - oznajmił wyraźnie zdenerwowany.

-Już - powiedziałam szeptem.

Wyszłam z samochodu, chłopak zaczął iść w stronę szybkim krokiem, zrobiłam to samo co on. Weszliśmy do wielkiego budynku, szybko zdjęłam buty i lekko wystraszona weszłam, na kanapie siedziało kilka osób. Szatynka w obcisłej sukience, blondyn, dwóch brunetów, czarnoskóry i przytulająca się do niego mulatka.

- Co, stary, nowa laska do bzykania ? - spytał jeden z brunetów.

- Przymknij się - Gravity, o ile tak się nazywa, syknął prze zaciśnięte zęby.

Chwycił mnie mocno za nadgarstek, pociągnął w stronę schodów, gdy doszliśmy, chyba do jego pokoju, wepchnął mnie tak, że upadłam na podłogę.

- Połóż się spać. Odwiozę do domu, ale nie wiem kiedy - powiedział stanowczo.

- Obiecujesz ? - cicho szepnęłam.

- Nie - rzucił sucho.

Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Wstałam, podeszłam bliżej łóżka, pościeliłam je, zdjęłam koc i położyłam się na ziemi.

Obudziłam się, nawet nie wiem o której, powstałam na nogi, spojrzałam na mojego 'porywacza', wglądał tak spokojnie jak spał, a był zupełnie inny gdy nie spał. Wstałam i bezszelestnie wyszłam z pokoju, po cichu zeszłam na dół i zaczęłam robić śniadanie. Nie jestem zła na, tego całego Gravity, na jego miejscu w takiej sytuacji też bym postąpiła tak jak on. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki, pół godzinie, kilka omletów i jajecznic, gdy usłyszałam kroki, odwróciłam się i spostrzegłam te same osoby, co wczoraj na kanapie, wraz z Jayden'em. Wzdrygnęłam się, na szczęście posprzątałam. Ludzie podeszli do stołu, zasiedli i zaczęli jeść.

- Mogę iść się umyć ? - spytałam łagodnie.

- Taa - Jayden spojrzał na mnie, po czym zajął się jedzeniem.

Wyszłam z kuchni, wspięłam się po schodach  na samą górę, weszłam do łazienki, rozebrałam się do naga i wzięłam prysznic. Chwyciłam do ręki męski żel pod prysznic, bo innego nie było, wlałam go sobie trochę na rękę, po czym zaczęłam pienić swoje ciało, następnie umyła włosy i spłukałam z siebie całą pianę. Wyszłam spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem, otworzyłam drzwi i usłyszałam krzyk z bólu.

- Kurwa ! - krzyknął brunet.

- Czy ty mnie podglądałeś ?! - zdenerwowałam się.

- Niee - podrapał się po karku.

- Pokaż ten nos - podeszłam do niego i sprawdziła, czy nie ma złamanego nosa.

Na szczęście nie złamałam mu nosa, zatamowałam krew i to wszystko. O jednej rzeczy zapomniałam, nie miałam się w co ubrać.

- Umm... Możesz pożyczyć mi jakieś ubranie ? Obiecuję oddam - podniosłam ręce w geście obronnym.

- Tak - zaśmiał się pod nosem.

*Jayden's POV*

Coś mnie w tej dziewczynie dziwiło. Porwałem ją, spała na ziemi, a po tym ona robi nam wszystkim śniadanie. Nie rozumiem jej kompletnie. Gdy byliśmy nie daleko jej domu, chwyciłem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę.


- Spotkamy się jeszcze ? - spytałem i zagryzłem wargę.

Każda dziewczyna na to leci, ale chyba się do nich nie zalicza.

- Wątpię - rzuciła sucho, po czy wyszła z auta.
Nawet się nie odwróciła. 

niedziela, 1 września 2013

1. Casino

- Lili - poczuła rękę na ramieniu - wstawaj.

- Mamo ! Jeszcze pięć minut - wymamrotała do poduszki.

- Ale to ja, Alec - zaśmiał się do mojego ucha.

- Spadaj ! - odepchnęła jego ramię i uśmiechnęłam się.

- Tak, tak. Ubieraj się, dziś ja cię zawożę do szkoły - oznajmił jednocześnie wychodząc z jej pokoju.

Leniwym krokiem wstała z łóżka, podeszła do szafy, przetarła oczy i rozmyślała w co by się dziś ubrać do szkoły. Musiała zobaczyć czy na dworze jest ciepło czy zimno. Podeszła do balkonowych drzwi, otworzyła je i wyszła na balkon. W dziewczynę uderzył lekki podmuch zimna, lecz było ciepło. 'Bingo! Już wiem w co się ubiorę!' pomyślała. Weszła do pomieszczenie, zamknęła balkon i podeszła do szafy. Wyjęła z wielkiego mebla miętową bluzkę, białe rurki oraz czystą białą bieliznę. Weszła do łazienki, jednym ruchem zsunęła z siebie koszulę nocną i wzięła piętnastominutowy prysznic. Kiedy wyszła z kabiny prysznicowej, wytarła się, ubrała czystą bieliznę, a następnie wcześniej uszykowane ubrania. Spakowała książki do torby, zeszła na dół, zjadła śniadanie i wyszła z domu. Stała i czekała na swojego brata, by w końcu wyszedł. Po dziesięciu minutach byli pod szkołą. Wyczołgała się z samochodu, stanęła wyprostowana i poprawiła ubrania. Ruszyła wolnym krokiem w stronę dużego budynku, po drodze mijała wielu ludzi, wszyscy wołali do niej "Cześć", "Hej, co tam ?". Nie zwracała na to uwagi, szła dalej i w końcu zauważyła znajomą sobie twarz.

- Hej ! - May uśmiechnęła się szeroko na widok Lily.

- Cześć ! Co u ciebie ? - brązowooka odwzajemniła jej gest.

- Dobrze,ale to nie ważne - zamilkła na chwilę - Wiem komu się podobasz ! - krzyknęła tak głośno, że każdy spojrzał się na przyjaciółki.

- Wow, wow ! Czekaj, że co ?! - oczy praktycznie wyszły z orbit Lily.

- No wiesz ma się swoje źródła - May puściła oczko przyjaciółce i przygryzła wargę.

- Dobra powiedz komu. Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę - panna Moore wypuściła z siebie na jednym wydechu. 

- Oh czy ja wiem - stuknęła palcami w podbródek. - Powiem, jeśli...

- Jeśli co ?

- Jeśli pójdziemy dziś do kasyna twojego taty.

- W sumie tata chciał, żebym dziś przyszła więc czemu nie - Lily zgodziła się, przytakując głową. - A teraz powiedz komu się podobam.

- Dylan October z klasy od angielskiego - oznajmiła, zaciskając wargi, aby nie pisnąć.

- Serio ? - spytała Moore, wytrzeszczając oczy.

Obydwie z wielkimi uśmiechami ruszyły w stronę szkoły, May popchnęła ciężkie drzwi. Podeszły do swoich szafek, po czym wyciągnęły z nich książki od geografii. Zamknęły metalowe drzwiczki, następnie idąc w stronę klasy. Akurat zdążyły przed panem Williamsem. Zajęły swoje miejsca, wyjęły książki i zaczęła się lekcja. Pan Williams omawiał teren Brazylii, opisywał gleby, wody i klimaty. Lily nie musiała tego słuchać, uczyła się tego na dodatkowych zajęciach.

- Rosalie,  może powiesz nam gdzie znajduję się Rio de Janeiro ? - pan Williams podniósł głos i spojrzał na dziewczynę spod okularów.

- Umm... - przełknęła rosnącą w jej gardle gulę śliny i wstała.

- Słucham, mów - posłał mi srogie spojrzenie.

- Oczywistym jest to, że w Brazylii, panie Williams - uśmiechnęła się siadając.

- Bardzo dobrze - oznajmił nauczyciel.

Usiadła, wzrok zwróciła na swój niebieski notes. Bawiła się jego krawędziami, dopóki nie usłyszała dzwonka na przerwę, kilka minut po dzwonku była na korytarzu i szła w stronę szafki. Kiedy była przy celu, otworzyła ją i poczuła rękę na ramieniu. Przestraszyła się, lecz mimo to odwróciła się.

- Lily widziałaś jak Dylan na ciebie patrzył ? - May spytała, żyjąc gumę.

- Nie zwracałam na to uwagi - przyznała szczerze.

- Okey. Ale chyba komuś jeszcze się podobasz - oznajmiła przyjaciółka dziewczyny.

- Komu ? - spytała z entuzjazmem w głosie. - Znaczy, nie żeby mnie to obchodziło, pff. Nieee, no co ty - prychnęła pod nosem.

- Jayden Gravity ! - krzyknęła jednocześnie rzucając mi się na szyję.

- Serio ? - spytała, przypominając sobie ich pierwsze, dość niemiłe spotkanie. 


- Tato ? - spytała wchodząc do gabinetu ojca.

- Słucham słońce ? - spytał czarnowłosy mężczyzna.

- Mogę przyjść dziś do twojego kasyna z May ? - spytała, siadając na wygodnej kanapie.

- Oczywiście, że tak. Oh, wynająłem ci ochroniarza. Słyszałem, że chodzi z tobą nawet do klasy - Greg, ojciec Lily, uśmiechnął się wstając.

- Ochroniarza ? Tato, nie przesadzasz ? - spytała dziewczyna, również wstając i podchodząc do ojca.

- Jesteś moim oczkiem w głowie, muszę wiedzieć, że gdzie nie pójdziesz, będziesz bezpieczna. Wiesz jaka jest moja praca i do czego niektórzy są zdolni z tego fachu prawda ? - spytał, masując córkę delikatnie po plecach.

- Tak wiem. No dobrze, więc dowiem się kim jest mój ochroniarz dziś wieczorem u ciebie w kasynie, tak ? - spytała, patrząc z dołu na ojca.

***

Szybko podbiegła do komody, po czym wyjęła czarną, koronkową bieliznę i ruszyła w stronę swojej łazienki. Weszła do pomieszczenia, szybko zsunęła z siebie wszystkie ciuchy i weszła pod prysznic. Odkręciła wodę, chwyciła żel pod prysznic i wtarła go w siebie. Następnie wzięła szampon, umyła włosy i w przyśpieszonym tempie spłukała całą pianę z ciała i z włosów. Wytarła się, wysuszyła włosy, zostawiłam je opadające na swoje ramiona.

Nałożyła delikatny makijaż, ubrała bieliznę i weszła do garderoby. Zaczęła grzebać w sukienkach, aby wybrać tą najlepszą w końcu miała iść do kasyna swojego ojca, to nie było zwykłe kasyno, więc musiała wyglądać idealnie, według swojego mniemania.

W końcu znalazła piękną sukienkę. Była czarna z wycięciem do połowy pleców, miała mały dekolt i była obcisła. Idealna. Wsunęła ją na siebie, wzięła małą torebeczkę, włożyła do niej telefon, szminkę i klucze do domu. Ubrała pasujące do sukni baletki i zeszła na dół, poprawiając dół sukienki.

- E mi permetta di paradiso! Guardate bella figlia!  - krzyknął ojciec dziewczyny.

(A niech mnie niebiosa! Wyglądasz przepięknie córeczko!)


- Grazie papà - zarumieniła się.
(Dziękuję tatusiu.)